Minęło kilka ponurych dni w gildii
Fairy Tail. To co się wtedy stało... Było największą tragedią
dla gildii. Joanna, wykrwawiająca się na drewnianej podłodze
gildii... Od tamtej chwili już nic nie było tak jak dawniej. Ona
wcale się nie obudziła. Spała.. Tak głębokim i mocnym snem..
Wszyscy czuwali przy niej w swych sercach, lecz tylko jedna osoba jej
nie opuszczała. Tą osobą był Mystogan, który czuł się
najbardziej winny tego co się wydarzyło w gildii. Mógł się
poddać wcześniej. Potrząsnął głową. Nie może tak myśleć.
Był obok niej, w szpitalu miejskim. Rany Joanny się zagoiły, ale
ona nadal spała...
* * *
Po korytarzu biegła mała
dziewczynka o błękitno-zielonych oczach i długich jasnych włosach.
Mimo iż dzień ledwo się zaczął to już zdążyła pobrudzić
swoją nową zieloną sukienkę . Na jej twarzy był widoczny lekki
strach. Miała gdzieś sześć, może siedem lat. Ale nie ustawała w
swym biegu. Chciała zobaczyć się z swoją mamą... Wbiegła do
dużej komnaty, gdzie można było zobaczyć leżącą na łóżku
kobietę, o bladej cerze. Oczy które okazywały zawsze radość,
były teraz matowe, lecz kiedy zobaczyła ona swoją córkę, można
było zobaczyć w nich piękny blask zanim zachorowała na suchoty.
Teraz nie dało się nic zrobić.
- Joanna... - wyszeptała patrząc na
swoją piękną córkę, która właśnie wdrapywała się na łóżko
– Jesteś taka śliczna... - po czym dotknęła jej twarzy.
- Mamusiu... Dlaczego tata mówi, że
jesteś złą osobą? - pytanie było cichutkie – Czy jak ktoś
jest chory to oznacza że jest osobą złą? - w jej oczach można
było zauważyć nie tylko ciekawość, tylko coś więcej. Chciała
wiedzieć, co to znaczy być chorym, sama była bardzo zdrowym
dzieckiem.
- Anno, córeczko... - jej matka
zaczęła się powoli podnosić – Być chorym, to nie znaczy że
ktoś jest zły.. Wszystko kreuje się w naszych sercach... Zatem,
nie jest ważne, czy ma się inny wygląd, czy jest się zdrowym czy
też nie... Liczy się to co mamy w sercach. Jeśli serce jest czułe
dla i wrażliwe dla innych, to można osiągnąć wiele...
- Nie do końca rozumiem...
- Jesteś trochę za mała na takie
sprawy... Ale wiedz, że kiedy odejdę... To ja nadal będę przy
Tobie, Anno... I przy twoim kochanym bracie też...
- Tatuś go gdzieś wysłał...
- Tak, wysłał... Ale twój
braciszek wkrótce wróci, bo wszyscy Ciebie bardzo kochamy... Anno
d'Arc... - wyszeptała kobieta tuląc do siebie swoją córkę –
Zaśpiewamy, we dwie?
- Tak! - powiedziała dziewczyna
uśmiechając się. Po chwili, po całym zamku można było usłyszeć
dwa piękne głosy...
Lalalalalalalala
Lalalalalalalala
Takie kruche jest życie,
Tak szybko ono przemija,
Wszystkie uczucia są z nim związane
Splecione razem, na wieki.
Lalalalalalalala
Lalalalalalalala
Dusza leci w stronę niebios,
Ptak biały ją tam zaniesie,
Słońce czule ogrzeje,
A Bóg przytuli do piersi...
Lalalalalalalala
Lalalalalalalala
To jest już takie zrządzenie losu,
Ale miłość zawsze istnieć
będzie,
Patrzeć z góry będę...
- Mamo? Mamusiu? - dziewczynka
patrzyła na już zimną matkę. W oczach już nic nie było, tylko
na twarzy był uśmiech. Po chwili można było usłyszeć krzyk
dziewczynki...
ALICE D'ARC
Kochająca matka
Kochająca żona
Żyła tylko
dwadzieścia pięć lat
Pokój jej duszy.
Tylko to zostało
napisane na nagrobku i kiedy wszyscy odeszli, tylko mała Anna
została przy grobie mamy.
- Kocham Cię, mamo... -
wyszeptała – Dla Ciebie zrobię jak najwięcej, abyśmy mogły się
zobaczyć po drugiej stronie... - po czym odeszła.
Miłość czyni nas
silnymi a zarazem słabymi...
* * *
Joanna
obudziła się. Była sama, a z jej oczu płynęły łzy. Pamiętała
tamto wydarzenie.
- Mam
nadzieję że w końcu się zobaczymy... Mamo... Ale najpierw muszę
zabić mojego brata.... - wyszeptała zasypiając.
Do
spotkania jej brata nie zostało wiele czasu...