sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział VI

   Minęło kilka ponurych dni w gildii Fairy Tail. To co się wtedy stało... Było największą tragedią dla gildii. Joanna, wykrwawiająca się na drewnianej podłodze gildii... Od tamtej chwili już nic nie było tak jak dawniej. Ona wcale się nie obudziła. Spała.. Tak głębokim i mocnym snem.. Wszyscy czuwali przy niej w swych sercach, lecz tylko jedna osoba jej nie opuszczała. Tą osobą był Mystogan, który czuł się najbardziej winny tego co się wydarzyło w gildii. Mógł się poddać wcześniej. Potrząsnął głową. Nie może tak myśleć. Był obok niej, w szpitalu miejskim. Rany Joanny się zagoiły, ale ona nadal spała...

* * *

  Po korytarzu biegła mała dziewczynka o błękitno-zielonych oczach i długich jasnych włosach. Mimo iż dzień ledwo się zaczął to już zdążyła pobrudzić swoją nową zieloną sukienkę . Na jej twarzy był widoczny lekki strach. Miała gdzieś sześć, może siedem lat. Ale nie ustawała w swym biegu. Chciała zobaczyć się z swoją mamą... Wbiegła do dużej komnaty, gdzie można było zobaczyć leżącą na łóżku kobietę, o bladej cerze. Oczy które okazywały zawsze radość, były teraz matowe, lecz kiedy zobaczyła ona swoją córkę, można było zobaczyć w nich piękny blask zanim zachorowała na suchoty. Teraz nie dało się nic zrobić.
- Joanna... - wyszeptała patrząc na swoją piękną córkę, która właśnie wdrapywała się na łóżko – Jesteś taka śliczna... - po czym dotknęła jej twarzy.
- Mamusiu... Dlaczego tata mówi, że jesteś złą osobą? - pytanie było cichutkie – Czy jak ktoś jest chory to oznacza że jest osobą złą? - w jej oczach można było zauważyć nie tylko ciekawość, tylko coś więcej. Chciała wiedzieć, co to znaczy być chorym, sama była bardzo zdrowym dzieckiem.
- Anno, córeczko... - jej matka zaczęła się powoli podnosić – Być chorym, to nie znaczy że ktoś jest zły.. Wszystko kreuje się w naszych sercach... Zatem, nie jest ważne, czy ma się inny wygląd, czy jest się zdrowym czy też nie... Liczy się to co mamy w sercach. Jeśli serce jest czułe dla i wrażliwe dla innych, to można osiągnąć wiele...
- Nie do końca rozumiem...
- Jesteś trochę za mała na takie sprawy... Ale wiedz, że kiedy odejdę... To ja nadal będę przy Tobie, Anno... I przy twoim kochanym bracie też...
- Tatuś go gdzieś wysłał...
- Tak, wysłał... Ale twój braciszek wkrótce wróci, bo wszyscy Ciebie bardzo kochamy... Anno d'Arc... - wyszeptała kobieta tuląc do siebie swoją córkę – Zaśpiewamy, we dwie?
- Tak! - powiedziała dziewczyna uśmiechając się. Po chwili, po całym zamku można było usłyszeć dwa piękne głosy...

Lalalalalalalala
Lalalalalalalala

Takie kruche jest życie,
Tak szybko ono przemija,
Wszystkie uczucia są z nim związane
Splecione razem, na wieki.

Lalalalalalalala
Lalalalalalalala

Dusza leci w stronę niebios,
Ptak biały ją tam zaniesie,
Słońce czule ogrzeje,
A Bóg przytuli do piersi...

Lalalalalalalala
Lalalalalalalala

To jest już takie zrządzenie losu,
Ale miłość zawsze istnieć będzie,
Patrzeć z góry będę...

- Mamo? Mamusiu? - dziewczynka patrzyła na już zimną matkę. W oczach już nic nie było, tylko na twarzy był uśmiech. Po chwili można było usłyszeć krzyk dziewczynki...

ALICE D'ARC

Kochająca matka
Kochająca żona
Żyła tylko dwadzieścia pięć lat
Pokój jej duszy.

Tylko to zostało napisane na nagrobku i kiedy wszyscy odeszli, tylko mała Anna została przy grobie mamy.
- Kocham Cię, mamo... - wyszeptała – Dla Ciebie zrobię jak najwięcej, abyśmy mogły się zobaczyć po drugiej stronie... - po czym odeszła.

Miłość czyni nas silnymi a zarazem słabymi...

* * *

Joanna obudziła się. Była sama, a z jej oczu płynęły łzy. Pamiętała tamto wydarzenie.
- Mam nadzieję że w końcu się zobaczymy... Mamo... Ale najpierw muszę zabić mojego brata.... - wyszeptała zasypiając.

 Do spotkania jej brata nie zostało wiele czasu...

   

Wyżsi Rangą

Informacje

Theme